František Kupka, „Wizje kosmosu V. Cztery opowieści bieli i czerni” (Čtyři příběhy bílé a černé), drzeworyt, 1926.
Galeria Narodowa (Národní galerie, Veletržní palác), Praga 2014
Fragment wiersza Późno nad ranem, napisanego 2 lata przed przedwczesną śmiercią 24-letniego czeskiego dekadenckiego poety i malarza-symbolisty:
Była tak dziwna, napięta cisza,
przerywana jedynie długimi i głębokimi dźwiękami trąb
niedzielnej muzyki z dalekiej wioski,
które już milkły…
Miesiąc wzeszedł niechętnie, zrudziały;
zbladł i zadrżał w lustrze rzeki;
wszystko zdawało się klękać we wspólnej modlitwie…
Całe to niewyspanie, tęsknota, lekkie omdlewanie i zawroty
wlały w mą duszę tak dziwny, delikatny i cenny nastrój.
Był on jak najgłębsze tony waltorni,
poprzez tremolo szklanych fletów,
po melancholijne solo odziedziczonej altówki
(złagodzone jeszcze kościanym tłumikiem)…
Letni napar z melisy, gorzkawa woń olejku koprowego,
odciśnięte na antykach, wycięte z zielonego egipskiego diorytu
delikatną, arystokratyczną, nieznaną niewieścią dłonią –
dłonią zroszoną silnym aromatem karminowego werniksu…
Zaznaczyłem najdelikatniejsze niuanse barw,
prowadząc mą dłoń najsubtelniejszym ruchem,
próbowałem harmonii najgłębszych minorowych akordów
i komponowałem w najniebezpieczniejszych kluczach
i znakach chromatycznych,
zanim przystąpiłem do realizacji moich wizji.
Chwyciłem się wysublimowanego, tajemnego,
anemicznego i lękliwego,
w lekkiej mistyfikacji, w ironii, w ciepłej intymności –
by rozniecić w pokrewnych duszach ten cenny, płochliwy nastrój,
krótką modlitwę maga, zaklętą w słowach: późno na ranem -,
to jest ma domena, mój raison d’être.
Karel Hlaváček Późno nad ranem (Pozdě k ránu), 1896, tłum. Ellielama
Bylo takové zvláštní napnuté ticho,
rušené jenom táhlými a hlubokými zvuky trumpet
daleko vesnické nedělní hudby,
která již asi dohrávala…
Měsíc vyšel omrzele, zarudlý;
bledl a počal se chvět na řece;
vše zdálo se klekat k společné modlitbě…
A všecka ta nedospalost, touha, jemná mdloba a závrať
rozlila mi v duši takovou zvláštní delikátní a vzácnou náladu.
Bylo to tak něco pro nejhlubší tóny lesního rohu,
pro nejhlubší tremola skleněných fléten,
pro zádumčivé solo zděděné violy (a ještě ztlumené kostěnou příduskou) …
Vlažný melisový odvar,
nahořklá vůně feniklového oleje, tlačeneho do staré antiky
řezané ze zeleného egyptského dioritu
žensky jemnou a neznámou aristokratickou dlaní –
dlaní postříkanou dříve silným aroma kramínového laku…
Třel jsem nejdelikátnější nuance barev,
vodil svou ruku k nejsubtilnějším tahům,
zkoušel harmonie nejhlubších mollových akordů
a komponoval v nejnebezpečnějších klíčích a předznamenáních,
než jsem přikročil k realizaci svojich visí.
Chytit se sublimné, tajmné, anemické a bázlivé
v delikátní mystifikaci, v ironii
a v hřejivou intimitu –
rozšlehnout v několika příbuzných duších krátkou modlitbou mága
tu vzácnou a tajemnou náladu zakletou ve dvě slova: pozdě k ránu -,
to jest má doména, mé raison d’être.
Karel Hlaváček Pozdě k ránu, 1896