Lyonel Feininger „The High Shore (Baltic Sea)”, olej na płótnie, 52×77,5 cm, 1923, Albertina. Wiedeń 2018
„Ziemia jest czarna, mówię czarna przykładowo, by zaznaczyć, jaką nocą nasiąka nieosobowe u progu wszystkich tajemnic. Każda drobina przestrzeni ma wreszcie sens, niby zgłoska w rozdzielonym słowie. Każdy atom zawiesza w niej cząstkę swojej strąconej tutaj ludzkiej wiary. Każdy oddech. I cisza jest rozwijającym się płaszczem. Spójrzcie na te wielkie fałdy pełne gwiazd. Boskość dotyka ułudy muśnięciem swoich smukłych palców. Składa swoje lekkie tchnienie na szybie otchłani. Nadaje do niespokojnych serc magiczną depeszę: Cierpliwości Misterium w drodze”
„Cały wszechświat stopniowo zaciera się więc dla mnie i rozpływa, podczas gdy z jego głębin unosi się piękna zjawa, zbliża się zarysowana wreszcie wielka kobieta, która ukazuje się wszędzie i nic nie oddziela mnie od niej w najbardziej nawet ustalonym widoku kończącego się świata.”
„Niech więc mnie kocha, ona, mój ocean. Przeniknij, przeniknij, przez moje dłonie, wodo podobna do łez, bezkresna kobieto, w której pławię się cały. Przeniknij przez moje niebo, moje milczenie, moje zasłony. Niech me ptaki zgubią się w twoich oczach. Niszcz i zabijaj, oto moje lasy, serce, kawalkady. Moje pustynie. Moje mitologie.”
„Ścigałem spojrzeniem ten nieskończony ślad okrętu i powiedz mi, Sindbadzie, co myślisz o magnesowej górze, która wyciągnęła gwoździe z kadłuba twego statku na pełnym morzu? Co do mnie, niech mnie opuszczą wreszcie te wstrzymujące mnie obce ciała, niech mnie porzuca moje palce, moje kości, moje słowa i ich spójnia, niech się roztopię w niebieskim magnetyzmie miłości.”
„Uczyniła rzecz niesłychaną, wezwała mnie do siebie – stawiłem się. Wieczór niepokoju, wieczór zaćmienia. Wtedy właśnie, przed ogniem na kominku, który rzucał na nas dwoje swe jaskrawe blaski, uzmysłowiłem sobie, widząc jej oczy, te oczy ogromne i spokojne, uzmysłowiłem sobie istotę miłości, doznanej i zaprzeczonej, która narzucała mi się teraz z całą oczywistością, w zasięgu mej dłoni, co zdawała się sobie szalona. Nie spieszyłem się bynajmniej. Trwało to przez ciągnące się bez końca godziny, na opadającym niedostrzegalnie zboczu wyznania. Jakieś drzwi ustępowały wreszcie i ukazywał się cudowny krajobraz.”
Louis Aragon Wieśniak paryski (fragm., 1926), przełożył Artur Międzyrzecki (2015)