Portret pisany

Yves Tanguy „Lighthouse”, kolaż, zapałki, papier i olej na płótnie, 61×50 cm, 1926. Wystawa „The Surrealist Movement from Dalí to Magritte – Crisis and Rebirth in 1929”, Węgierska Galeria Narodowa (Magyar Nemzeti Galéria). Budapeszt 2019

„- Od czasu do czasu Jasper Gwyn lubi pisać książki pod pseudonimem.
– Dlaczego?
Rebecca wzruszyła ramionami. – To długa historia. Powiedzmy, że lubi być nieuchwytny.
– Znikać.
– Tak, znikać.
Staruszek przytaknął głową, jakby doskonale go rozumiał.
– Mnie powiedział, że jest kopistą – wyznał.
– Nie kłamał.
– Co to znaczy?
– Kiedy pan go poznał, kopiował ludzi. Tworzył portrety.
– Obrazy?
– Nie. Pisał portrety.
– Istnieje coś takiego?
– Nie. Ale zaistniało, kiedy on to zaczął robić.
Staruszek zamyślił się chwilę. Potem zdradził, że ręcznie wyrabianych żarówek też nie było, zanim on nie zaczął ich robić.
– Na początku wszyscy uznawali mnie za wariata – dodał. Opowiedział, że pierwsza uwierzyła w niego pewna hrabina, która zażyczyła sobie do saloniku światła identycznego jak zorza. (…)
– Jak on to robi?
– Co proszę?
– W jaki sposób Mr Gwyn pisał portrety?
Rebecca słyszała to pytanie dziesiątki razy. Roześmiała się. Za to staruszek zachował powagę.
– Chodzi mi o to, co on, do diaska, pisał w tych portretach?
Rebecca miała gotową odpowiedź, którą przez lata ucinała dyskusję, za każdym razem, gdy zadawano jej to pytanie. Miała ją na końcu języka, gdy nagle poczuła wokół siebie miękkie i zmęczone Światło. I powiedziała coś całkiem innego.
– Pisał historie.
– Historie?
– Tak. Pisał kawałek historii, jakąś scenę, jakby to był fragment książki.
Staruszek pokręcił głową.
– Historie to nie portrety.
– Jasper Gwyn uważał, że tak. Raz, gdy siedzieliśmy w parku, wyjaśnił mi, że wszyscy mamy o sobie jakieś wyobrażenie, może ledwo zarysowane, niejasne, ale je mamy, i często to wyobrażenie zbiega się z jakąś wyimaginowaną postacią, w której się dostrzegamy.
– W jakim sensie?
Rebecca zamyśliła się na moment.
– Że na przykład ktoś chce wrócić do domu, ale nie może odnaleźć drogi. A ktoś inny zawsze dostrzega rzeczy wcześniej niż inni. Coś w tym stylu. Tyle jesteśmy w stanie sobie wyobrazić.
– To idiotyczne.
– Nie. Niedokładne.
Staruszek wpatrzył się w nią uważnie. Chciał dobrze zrozumieć.
– Jasper Gwyn nauczył mnie, że nie jesteśmy postaciami, jesteśmy historiami – wyjaśniła Rebecca. – Zatrzymujemy się na myśli, że jesteśmy postacią uczestniczącą w jakiejś przygodzie, dajmy na to zwyczajnej, a powinniśmy zrozumieć, że jesteśmy całą historią, a nie tylko jedną postacią. Jesteśmy lasem, po którym ona chodzi, złym bohaterem, który ją oszukuje, chaosem wokół, napotkanymi ludźmi, barwami, dźwiękami. Rozumie pan?
– Nie.
– Pan wykonuje żarówki, ale czy kiedykolwiek widział pan światło, w którym by się pan rozpoznał? Które byłoby panem?
Staruszek przypomniał sobie małą lampę zapaloną nad drzwiami chaty, wiele lat temu.
– Raz – przyznał.
– Więc może pan zrozumieć. Światło to ułamek historii. Jeśli istnieje światło, które jest jak pan, musi też istnieć dźwięk, zaułek ulicy, człowiek po niej idący, wiele osób czy samotna kobieta. Proszę nie zatrzymywać się tylko na świetle, lecz spojrzeć też na całą resztę, na historię. Rozumie pan, że ona gdzieś istnieje, i że gdyby pan ją odnalazł, to byłby pański portret? (…) wszyscy jesteśmy stronicami z książki, takiej jednak, której nikt nigdy nie napisał i której nadaremnie szukamy na półkach naszego umysłu. (…) Mnie też zrobił portret, a gdy go w końcu przeczytałam, w pewnym miejscu natrafiłam na krajobraz, cztery linijki opisu, i ja jestem tym krajobrazem, proszę mi wierzyć, jestem całą tą historią, jestem jej brzmieniem, akcją i klimatem, i każdą jej postacią, ale przede wszystkim, z szokującą dokładnością, jestem tym krajobrazem, zawsze nim byłam i na zawsze już będę.
Staruszek uśmiechnął się do niej.
– Jestem pewien, że to był przepiękny krajobraz.
– Tak, był – odparła Rebecca”.

Alessandro Baricco Mr Gwyn (fragm.), przekład Lucyna Rodziewicz-Doktór (2018)

 

“Every so often Jasper Gwyn likes to write books under a pseudonym.”
“Why?”
Rebecca shrugged her shoulders.
“It’s a long story. Let’s say he likes to make himself untraceable.”
“Disappear.”
“Yes, disappear.”
The old man nodded, as if he were perfectly able to understand.
“He told me he was a copyist,” he said.
“It wasn’t completely false.”
“Meaning?”
“When you knew him he was copying people. He made portraits.”
“Paintings?”
“No. He wrote portraits.”
“Is that something that exists?”
“No. That is, it began to exist when he began to do it.”
The old man thought about it. Then he said that light bulbs made by hand also didn’t exist before he began to make them. “At first they all thought I was crazy,” he added. Then he said that the first person to believe in him was a countess who wanted in her living room a light exactly like the light of dawn. (…)”
“How did he do it?”
She turned.
“Excuse me?”
“How did Mr. Gwyn write portraits?”
Rebecca had heard that question dozens of times. She began to laugh. But the old man remained serious.
“I mean, what the devil did he write in those portraits?”
Rebecca had an answer that she had practiced using for years, every time someone asked her that question, to cut it off. She was about to utter it when she felt that soft, weary light around her. So she said something else.
“He wrote stories,” she said.
“Stories?”
“Yes. He wrote a piece of a story, a scene, as if it were a fragment of a book.”
The old man shook his head.
“Stories aren’t portraits.”
“Jasper Gwyn thought so. One day, when we were sitting in a park, he explained to me that we all have a certain idea of ourselves, maybe crude, confused, but in the end we are pushed to have a certain idea of ourselves, and the truth is that often we make that idea coincide with some imaginary character in whom we recognize ourselves.”
“Like?”
Rebecca thought for a moment.
“Like someone who wants to go home but can’t find the way. Or someone who always sees things a moment before others do. Things like that. It’s what we are able to intuit about ourselves.”
“But it’s idiotic.”
“No. It’s imprecise.”
The old man stared at her. It was clear that he wanted to understand.
“Jasper Gwyn taught me that we aren’t characters, we’re stories,” said Rebecca. “We stop at the idea of being a character engaged in who knows what adventure, even a very simple one, but what we have to understand is that we are the whole story, not just that character. We are the wood where he walks, the bad guy who cheats him, the mess around him, all the people who pass, the color of things, the sounds. Do you understand?”
“No.”
“You make light bulbs, has it ever happened that you saw a light in which you recognized yourself? That was really you?”
The old man recalled a Chinese lantern above the door of a cottage, years before.
“Once,” he said.
“Then you can understand. A light is just a segment of a story. If there is a light that is like you, there will also be a sound, a street corner, a man who walks, many men, or a single woman, things like that. Don’t stop at the light, think of all the rest, think of a story. Can you understand that it exists, somewhere, and if you find it, that would be your portrait? (…) we are all a few pages of a book, but of a book that no one has ever written and that we search for in vain in the bookshelves of our mind. (…) When he did my portrait, I read it, at the end, and there was a landscape, at one point, four lines of a landscape, and I am that landscape, believe me, I am that whole story, I am the sound of that story, the pace and atmosphere, and every character of that story, but with a disconcerting precision I am even that landscape, I have always been, and will be forever.”
The old man smiled at her.
“I’m sure it was a very beautiful landscape.”
“It was,” said Rebecca”.

Alessandro Baricco Mr. Gwyn, translated by Ann Goldstein (2014)

 

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s