Wodna wieża ciśnień – galeria sztuki i wieża widokowa na Wyspie Małgorzaty. Budapeszt 2018
„Owa godzina, która może zaistnieć poza wszelkimi zegarami, dziura w sieci czasu, ów sposób bycia między, nie ponad ani poza, a między, owa godzina-otwór, do której się dochodzi od zawietrznej innych godzin, nieogarnionego życia pełnego godzin ważnych i nieważnych, pełnego czasu na wszystko, wszystkiego w swoim czasie”.
„(…) dojście – pomiędzy dwoma zajęciami, każde w swojej dziupli czasu, w dniu-ulu, tak lub inaczej (pod prysznicem, na ulicy, w sonacie, w depeszy) – do czegoś, co nie polega na zmysłach, do tej szczerby w ciągu zdarzeń, i tak, tak ześlizgując się, na przykład węgorze, okolice Morza Sargassowego, węgorze, a również marmurowe budowle, noc Dżaj Singha spijającego strumień gwiazd, obserwatoria w świetle księżyca w Dżajpur i w Delhi, wędrowna czarna wstęga, węgorze na środku ulicy lub na widowni teatru, oddające się temu, który je obserwuje z marmurowych budowli, temu, co paryską nocą nie patrzy już, jak mija czas”.
„Wszystko się wzajem przenika, pomyśleli rozdzieleni jednym wiekiem Dżaj Singh i Baudelaire; z balkoniku okalającego najwyższą wieżę obserwatorium maharadża musiał poszukiwać sposobu, siatki skali, która by mu dała klucz do powiązań: nie mógł był nie wiedzieć, że zwierze Ziemia udusiłoby się w powolnej nieruchomości, gdyby nie tkwiło od zawsze w żelaznym płucu przestrzeni, gdyby milcząca trakcja księżyca i słońca nie przyciągała i nie odpychała zielonej piersi wód. Wdychany i wydychany przez nieznaną siłę, kołyszący się mocą wiecznego ruchu, który dzięki zabiegom przekraczającym wszelką wyobraźnię staje się wymierny i jakby w zasięgu marmurowej wieży i bezsennych oczu, ocean odświeża i rozdyma swe oskrzela, pobudza swą odnowioną krew, która wściekle uderza o nadbrzeżne skały, która rysuje swe wielokształtne podługowate spirale”.
Water Tower on Margaret Island (Margitsziget). Budapest 1911
„Marzo è pazzo, mówi włoskie przysłowie; en abril aguas mil, twierdzi hiszpanskie porzekadło. Z szaleństwa i z aguas mil powstaje atak na rzeki i strumienie, w marcu i kwietniu miliony węgorzy w rytmie regulowanym przez podwójny instynkt dali i ciemności wyczekują nocy, ażeby skierować na właściwą drogę Pytona słodkich wód, giętką kolumnę, która prześlizguje się w ciemnościach zatok, rozciągając na całe kilometry powolną, luźną wstęgę; nie do przewidzenia, gdzie, kiedy nieforemna głowa z samych oczu, gęb, włosów zacznie swą drogę w górę rzeki, ale ostatnie koralowce zostały ocalone, słodka woda walczy przeciwko nieubłaganej defloracji, która spada na nią pośród błota i piany, węgorze wibrujące przeciw prądowi łączą się w jedną wspólną siłę w ślepym dążeniu ku źródłom, już nic ich nie powstrzyma, ni rzeki ni ludzie ni śluzy ni wodospady”.
„Piękna jest nauka, łagodne słowa, które towarzyszą spływowi węgorzy i tłumaczą nam ich sagę, piękne, łagodne i hipnotyczne niby srebrzyste tarasy Dżajpuru, gdzie w swoim czasie astronom operował słownictwem równie pięknym i łagodnym, aby obejść nienazywalne, przelał je na uspakajające pergaminy, spadek dla potomności, lekcję szkolną, barbituraty przeciw źródłu bezsenności, i oto nadchodzi dzień, kiedy węgorze zeszły w najgłębszą głębię swej wodnej kopulacji, spermatozoidy planetarne już są w jajeczkach odległych zatok, gdzie odpoczywają i śnią rzeki”.
„Najpierw jest faza podniecenia, niby wiadomość lub hasło i odzew (…). Jakieś pradawne równanie chemiczne zachowało pamięć pierwocin, wijące się linie gronorostów, sól w przełyku, ciepło oceanu (…). Powrócić do bezszelestnego zgiełku podwodnych prądów”.
„Uważa się, że Dżaj Singh kazał pobudować obserwatoria w odruchu dekadenckiego rozczarowania, pełnego elegancji, nie spodziewając się już niczego ani po podbojach, ani po serajach, gdzie jego przodkowie rozkoszowali się niebem pełnym ciepłych gwiazd, aromatami i dźwiękami muzyki; niebotyczny seraj, przestrzeń nie do zdobycia zamykała pragnienie maharadży w konstrukcjach z marmuru; jego noce pełne bladych przerażeń i dalekich blasków ognia po wioskach, jego spojrzenie i jego instrumenty rejestrujące zimny chaos fiołkowy, zielony, tygrysi: mierzyć, liczyć i rozumieć, brać udział, wnikać, umierać bogatszym, przeciwstawiać się tej niezrozumiałości nabijanej złotem, wyrwać choć strzęp klucza, w najgorszym wypadku wbić strzałę hipotezy, przeczucie zaćmienia”.
„Konstrukcje z marmuru, lodowaty erotyzm nocy Dżajpur, krzepniecie światła w obrębie budowli strzeżonych przez ludzi Dżaj Singha, rtęć pochylni i spiral, odpryski księżyca pośród prętów i tablic z brązu (…), które na inny sposób obnażają rytm światła na marmurach, obejmują te formy, gdzie się odkłada gwiezdny czas, i wznoszą je do seksu, do piersi i do szeptu”.
„Wielkie klatki światła, gineceum gwiazd posiadanych jedna po drugiej, obnażanych przy pomocy algebry naoliwionych palców, przy pomocy alchemii wilgotnych kolan, maniakalna i rytmiczna zemsta Endymiona, który odwraca losy i wypuszcza przeciw Selene sieć spazmów z marmuru, rój parametrów, które obnażą ją, aby oddać kochankowi, co czeka w najwyższym punkcie matematycznego labiryntu, człowiekowi o skórze z nieba, maharadży rozedrganych faworyt, które oddają mu się wśród nie kończącego się deszczu pszczół nocy”.
„Dżaj Singh wstępuje na marmurowe stopnie, by stawić czoła huraganowi gwiazd; coś silniejszego niż jego wojownicy, subtelniejszego niż jego eunuchowie zmusza go, by wśród przepastnych nocy pytać niebo, na podobieństwo tych, co zanurzają twarz w mrowisku metodycznego szaleństwa: nie chodzi o odpowiedz, Dżaj Singh chce być tym, który pyta, Dżaj Singh wie, że pragnienie, które można zaspokoić wodą, znów zacznie go dręczyć, Dżaj Singh wie, że tylko stając się wodą można się pozbyć pragnienia”.
Julio Cortázar Proza z obserwatorium (fragm., 1986), przekł. Zofia Chądzyńska
Super, że ktoś zbiera takie wycinki. Kilka minut i przypomina się człowiekowi, jakie cuda można zrobić z językiem. Kawał dobrej pracy, zaczynam śledzić i pozdrawiam.
Dziękuję!