Brudna fala

Yves Tanguy „A quatre heures d’été, l’espoir…” (Four o’clock in summer, hope…), olej na płótnie, 1929. „The Surrealist Movement from Dalí to Magritte – Crisis and Rebirth in 1929”, Węgierska Galeria Narodowa (Magyar Nemzeti Galéria). Budapeszt 2019

„Po pierwsze moje nazwisko, po drugie tamte oczy, po trzecie jedna myśl, po czwarte noc, która zapada, po piąte te udręczone ciała, po szóste głód, po siódme strach, po ósme widmo szaleństwa i po dziewiąte to obłędne mięso, mięso suszące się na wantach żagla, krwawe mięso, mięso, mięso ludzkie, w moich rękach, pod moimi zębami, mięso ludzi, których widziałem, którzy tu byli, ciało ludzi żywych, a potem umarłych, zamordowanych, pociętych, oszalałych, ciało z ramion i nóg, które widziałem w walce, ciało odcięte od kości, bezimienne mięso, które teraz pożeram oszalały z głodu, całe dni przeżuwania skóry naszych pasów i kawałków tkanin, nie ma już nic nic na tej okrutnej tratwie, nic, woda morska i mocz studzony w blaszanych kubkach, kawałki cyny trzymane pod językiem, by nie oszaleć z pragnienia, i gówno, którego nie sposób przełknąć, i sznury przesiąknięte krwią i solą, jedyne pożywienie, które ma posmak życia, dopóki ktoś, ślepy z głodu, nie pochyli się nad trupem przyjaciela i płacząc, mówiąc coś, modląc się nie odetnie mu kawałka ciała i nie zaciągnie go jak zwierzę w jakiś kąt, gdzie zacznie go ssać i gryźć, i wymiotując gryźć znowu, z wściekłością pokonując obrzydzenie, by wyrwać śmierci ostatnią ścieżkę do życia, okrutną ścieżkę, na którą przecież i my wkraczamy po kolei wszyscy, zrównani w tym zezwierzęceniu, jak szakale, ucichli wreszcie, każdy ze swoim strzępem mięsa, cierpki smak pod zębami, ręce oblepione krwią, w brzuchu paraliżujący spazm bólu, zapach śmierci, zapach stęchlizny, skóra, rozpadające się mięso, włókna mięsa ociekające wodą i surowicą, te ciała otwarte jak krzyk, zastawione stoły dla zwierząt, którymi jesteśmy, koniec wszystkiego, straszna kapitulacja, ohydna klęska, odrażająca porażka, bluźniercza katastrofa, i wtedy właśnie podnoszę wzrok — wtedy — podnoszę wzrok — wzrok — wtedy podnoszę wzrok i widzę je — ja — widzę: morze. Po raz pierwszy, po tylu dniach, widzę je naprawdę. I słyszę jego nieludzki głos i silny zapach, a wewnątrz jego niepowstrzymany taniec, niekończącą się falę.

Wszystko znika i zostaje tylko ono, przede mną, na mnie. Objawienie. Rozwiewa się zasłona bólu i strachu, co spowijała mi duszę, rozpada sieć podłości, okrucieństw, horroru, w której tkwiły moje oczy, rozprasza cień śmierci, który zaciemniał mi umysł i w nagłym świetle zaskakującej jasności widzę wreszcie, czuję i rozumiem. Morze. Wydawało się widzem milczącym, przyzwalającym. Wydawało się ramą, scenografią, tłem. Teraz patrzę na nie i pojmuję: morze było wszystkim. Od pierwszej chwili było wszystkim. Widzę, jak tańczy wokół mnie, okazałe w lodowatym świetle, wspaniałe, nieskończone monstrum. To ono było w rękach zadających śmierć, w umierających zmarłych, to ono było w pragnieniu i głodzie, było w agonii, w podłości i szaleństwie, ono było nienawiścią i rozpaczą, litością i rezygnacją, ono jest tą krwią i tym mięsem, ono jest tą potwornością i tym blaskiem. Nie ma tratwy, nie ma ludzi, nie ma słów, uczuć, gestów, niczego. Nie ma winnych i niewinnych, skazanych i ocalonych. Jest tylko morze. Wszystko stało się morzem. My, opuszczeni przez ziemię, staliśmy się brzuchem morza i brzuch morza to my, to w nas oddycha i żyje. Patrzę, jak tańczy w swoim połyskliwym płaszczu dla uciechy własnych niewidzialnych oczu, i wreszcie pojmuję, że to wszystko tutaj to nie jest klęska człowieka, lecz wyłącznie triumf morza i jego chwała (…).

Odczytywałem na niebie nieznajome znaki i wpatrywałem się w horyzont wzrokiem, którego siły dotąd nie znałem. Czym jest nienawiść, zrozumiałem dopiero na tych zakrwawionych balach, zalewany morską wodą jątrzącą rany. I nie wiedziałem, czym jest litość, póki nie zobaczyłem rąk morderców gładzących godzinami włosy towarzysza, który nie może umrzeć. Widziałem okrucieństwo w kopniakach  spychających z tratwy konających, widziałem czułość w oczach Gilberta, który całował swego małego Leona, widziałem inteligencję w precyzyjnych ruchach, jakimi Savigny dokonywał swojej masakry, i widziałem szaleństwo w tych dwóch ludziach, którzy pewnego ranka rozłożyli skrzydła i odlecieli w niebo. Choćbym żył jeszcze tysiąc lat, miłością będzie lekki ciężar Therese w moich ramionach na chwilę przed tym, jak ześlizgnęła się w fale. A przeznaczeniem będzie imię tego oceanu morza, nieskończonego i pięknego. Nie myliłem się tam na brzegu, w owe zimy, myśląc, że tutaj jest prawda. Lata musiały minąć, abym mógł zejść w głąb morskiego brzucha: ale znalazłem to, czego szukałem. Prawdę. Nawet tę najtrudniejszą ze wszystkich do zniesienia i okrutnie prawdziwą. To morze jest zwierciadłem. Tu, w jego brzuchu, zobaczyłem samego siebie. Zobaczyłem naprawdę.”

Alessandro Baricco Ocean Morze (1993), tłum. Halina Kralowa

 

“I have seen an infinity of things that are invisible from the shores of the sea. I have seen what desire really is, and fear. I have seen men fall apart and turn into children. And then change again and become ferocious beasts. I have seen marvelous dreams dreamed, and I have listened to the most beautiful stories of my life, told by ordinary men, a moment before they threw themselves into the sea to vanish forever. I have read signs I didn’t know in the sky and stared at the horizon with eyes I didn’t think I had. I have understood the true nature of hatred on these bloodstained boards, where the seawater makes wounds putrefy. And as for compassion, I didn’t know what it was until I saw our murderers’ hands spend hours stroking the hair of a mate who could not manage to die. I have seen ferocity, as men kicked the dying off the raft; I have seen sweetness, in Gilbert’s eyes as he kissed his little Leon; I have seen intelligence, in the gestures with which Savigny embroidered his massacre; and I have seen madness, in those two men who spread their wings one morning and flew away, into the sky. Were I to live for another thousand years, love would be the name of the light weight that was Therese, in my arms, before she sipped away into the waves. And destiny would be the name of this ocean sea, infinite and beautiful. I wasn’t wrong, back ashore, during those winters, when I thought that truth lay here. It took me years to descend to the furthest depths of the womb of the sea: but what I was looking for, I found. True things. Even the most intolerable, atrocious truth of all. This sea is a mirror. Here, in its womb, I have seen myself. I have really seen.”

Alessandro Baricco Ocean Sea (1993), translated by Alastair McEwen

 

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s