Miłość w czasach zarazy

Andrey Klassen „Ona” („Her”), tusz na papierze, 2016. Wystawa „Noul romantism negru / New Black Romanticism”, The National Museum of Art of Romania. Bukareszt 2017

„Zarówno jej, jak i jemu życie zaczęło schodzić na wyłącznym myśleniu o sobie nawzajem, śnili o sobie, oczekiwali na listy równie niecierpliwie, jak na nie odpowiadali. Nigdy podczas tej obłędnej wiosny, jak i w następnym roku, nie nadarzyła im się najmniejsza choćby sposobność umożliwiająca im bezpośrednią rozmowę. Mało tego: od owej chwili, gdy zobaczyli się po raz pierwszy, do momentu, gdy pół wieku później ponowił swe oświadczyny, nigdy nie mieli okazji, by spotkać się na osobności i porozmawiać o swym uczuciu. Ale przez pierwsze trzy miesiące nie było dnia, w którym nie pisaliby do siebie, a nawet w pewnym okresie pisywali i dwa razy dziennie, przerażając ciotkę Scholastykę zachłannością roznieconego, przy jej pomocy, ognia. (…) Florentino Ariza pisał co noc, bez najmniejszej litości dla samego siebie, zatruwając się, litera po literze, dymem z lamp olejnych na zapleczu pasmanterii, a jego listy stawały się tym dłuższe i tym bardziej lunatyczne, im bardziej starał się naśladować swych ukochanych poetów z Biblioteki Powszechnej sięgającej już wówczas osiemdziesięciu tomów. Matka, uprzednio nakłaniająca go żarliwie do całkowitego pogrążenia się w udręce, teraz była przerażona stanem jego zdrowia. Mózg sobie wyjałowisz do cna – krzyczała z sypialni, słysząc pianie kogutów. – Nie ma takiej kobiety, która byłaby tego warta. Nie przypominała bowiem sobie, by dane jej było kiedykolwiek przedtem znać kogoś w stanie takiego zatracenia. Nie zwracał jednak na nią uwagi. Czasami przychodził do biura po nie przespanej nocy, z włosami rozwichrzonymi miłością, złożywszy już list w umówionym miejscu, by Fermina Daza w drodze do szkoły odnalazła w skrytce kopertę. Ona zaś, poddana ojcowskiemu dozorowi i nadgorliwej czujności zakonnic, mogła zapisać zaledwie pół wyrwanej z zeszytu kartki, zamykając się w łazienkach lub udając, że w czasie lekcji sumienne robi notatki. (…)
W sierpniu owego roku zarzewie kolejnej wojny domowej, jednej z wielu niszczących kraj od ponad pół wieku, zmusiło rząd do ogłoszenia stanu wyjątkowego i wprowadzenia godziny policyjnej od szóstej wieczorem w prowincjach wybrzeża Morza Karaibskiego. Aczkolwiek doszło już do pewnych rozruchów, wojsko zaś dopuszczało się, ku przestrodze, wszelkiego rodzaju nadużyć, Florentino Ariza wciąż bujał w obłokach nie zdając sobie sprawy z tego, co się dzieje na świecie, póki jeden z wojskowych patroli nie przyłapał go o świcie w trakcie zakłócania niewinnego spokoju zmarłych miłosnymi prowokacjami. Oskarżony o to, że jest szpiegiem przesyłającym zaszyfrowane, w g-moll, informacje okrętom liberałów krążącym na przybrzeżnych wodach, cudem tylko uratował się od natychmiastowej egzekucji. – Jaki tam ze mnie, kurwa, szpieg – odpowiedział Florentino Ariza – ot, po prostu zakochany nieszczęśnik. Przez trzy noce spał ze skutymi nogami w areszcie miejscowego garnizonu. Ale kiedy go uwolniono, poczuł się rozczarowany krótkotrwałością uwięzienia i jeszcze w swych późniejszych latach, kiedy już tyle innych wojen mieszało mu się w pamięci, uparcie sądził, iż był jedynym człowiekiem w mieście, a być może i w całym kraju, który wlókł u swych stóp pięciofuntowe kajdany za sprawą miłości.”

Gabriel Garcia Márquez Miłość w czasach zarazy (1985), przełożył Carlos Marrodan Casas (2004)

 

„Neither one could do anything except think about the other, dream about the other, and wait for letters with the same impatience they felt when they answered them. Never in that delirious spring, or in the following year, did they have the opportunity to speak to each other. Moreover, from the moment they saw each other for the first time until he reiterated his determination a half century later, they never had the opportunity to be alone or to talk of their love. But during the first three months not one day went by that they did not write to each other, and for a time they wrote twice a day, until Aunt Escolastica became frightened by the intensity of the blaze that she herself had helped to ignite. (…) Florentino Ariza wrote every night. Letter by letter, he had no mercy as he poisoned himself with the smoke from the palm oil lamps in the back room of the notions shop, and his letters became more discursive and more lunatic the more he tried to imitate his favorite poets from the Popular Library, which even at that time was approaching eighty volumes. His mother, who had urged him with so much frevor to enjoy his torment, became concerned for his health. ‚You are going to wear out your brains,’ she shouted at him from the bedroom when she heard the first roosters crow. ‚No woman is worth all that.’ She could remember ever having known anyone in such a state of unbridled passion. But he paid no attention to her. Sometimes he went to the office without having slept, his hair in an uproar of love after leaving the letter in the prearranged hiding place so that Fermina Daza would find it on her way to school. She, on the other hand, under the watchful eye of her father and the vicious spying of the nuns, could barely manage to fill half a page from her notebook when she locked herself in the bathroom or pretended to take notes in class. (…)
In August of that year a new civil war, one of the many that had been devastating the country for over half a century, threatened to spread, and the government imposed mar‑tial law and a six o’clock curfew in the provinces along the Caribbean coast. Although some disturbances had already occurred, and the troops had commi:ed all kinds of retal‑iatory abuses, Florentino Ariza was so befuddled that he was unaware of the state of the world, and a military patrol surprised him one dawn as he disturbed the chastity of the dead with his amorous provocations. By some miracle he escaped summary execution aler he was accused of being a spy who sent messages in the key of G to the Liberal ships marauding in nearby waters. ‚What the hell do you mean, a spy?’ said Florentino Ariza. ‚I’m nothing but a poor lover.’ For three nights he slept with irons around his ankles in the cells of the local garrison. But when he was released he felt defrauded by the brevity of his captivity, and even in the days of his old age, when so many other wars were confused in his memory, he still thought he was the only man in the city, and perhaps the country, who had dragged five-pound leg irons for the sake of love.”

Gabriel Garcia Márquez Love in the Time of Cholera (1985), translated by Edith Grossman

 

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s