Rudolf Jettmar „Ewa zrywająca jabłko z Drzewa Wiedzy” (“Eve picking the apple from the Tree of Knowledge”), grafika ilustrująca „Kaina” Byrona, 1920. LENTOS Kunstmuseum. Linz 2018
„A jeden sen przyśnił się Hansowi Castorpowi dwa razy i to za każdym razem zupełnie jednakowo – po raz drugi już nad ranem. Siedział w jadalni zastawionej siedmioma stołami, gdy nagle drzwi zatrzasnęły się z wielki hałasem i do pokoju weszła Madame Chauchat w białym swetrze, jedną rękę trzymając w kieszeni, a drugą poprawiając włosy. Zamiast jednak skierować się do lepszego stołu rosyjskiego, ta źle wychowana kobieta podeszła cicho do Hansa Castorpa i podała mu rękę do pocałowania – ale nie grzbiet dłoni, tylko jej wewnętrzną stronę; Hans Castorp pocałował tę rękę, tę niewypielęgnowaną, zbyt szeroką rękę, o krótkich palcach i postrzępionej skórze dookoła paznokci. Przeszło go od stóp do głów uczucie nieokiełznanej rozkoszy, jak wtedy, kiedy próbował wczuć się w stan człowieka, którego przestały krępować wymagania honoru i który może bez reszty korzystać z niczym nieograniczonych stron dodatnich hańby. Odczuł to teraz we śnie po raz wtóry, ale bez porównania silniej. (…)
Niemożliwością było, żeby Madame Chauchat spostrzegła coś z tych nici, które przędły się od jednego ze stołów, ku jej stołowi, a niepohamowanym pragnieniem Hansa Castropa było, żeby je właśnie, a nawet możliwie wyraźnie spostrzegła. Wyrażenia niepohamowane używamy dlatego, że Hans Castorp zdawał sobie doskonale sprawę z bezsensowności sytuacji. Ale z kim dzieje się to, co działo się albo dziać zaczynało z nim, ten chce, żeby druga osoba wiedziała o jego stanie, nawet gdy nie ma w tym żadnego sensu i ładu. Taki jest człowiek. Pani Chauchat odwróciła się podczas jedzenia dwa albo trzy razy, czy to przypadkowo, czy też pod wpływem magnetycznego oddziaływania, i za każdym razem spotykała skierowany na siebie wzrok Hansa Castorpa. Po raz czwarty obejrzała się już rozmyślnie i tym razem również ujrzała te oczy; gdy odwróciła się po raz piąty, nie przyłapała wprawdzie Hansa Castorpa na gorącym uczynku, bo w tej chwili nie był na posterunku, ale natychmiast odczuł na sobie jej spojrzenie i odpowiedział tak skwapliwie, że odwróciła się z uśmiechem. (…)
Rozmawiali po cichu, wśród dźwięków fortepianu.
— Będziemy tu siedzieli i patrzyli jak we śnie. Bo dla mnie, musisz wiedzieć, jest jak sen, że tu razem siedzimy — jak sen niezwykle głęboki, bo trzeba bardzo głęboko spać, aby tak śnić… A właściwie: jest to sen dobrze mi znany, który śnię od niepamiętnych czasów, dawny, odwieczny, tak — siedzieć przy tobie tak jak teraz, oto wieczność.
— Poeto! — powiedziała. (…) — Co za szaleństwo!
— Ach, miłość jest niczym, jeśli nie jest szaleństwem, jeśli nie jest absurdem, zakazanym owocem i przygodą w krainie zła. W przeciwnym razie jest czymś przyjemnym i banalnym, jest odpowiednim tematem do spokojnych piosenek na równinie. Ale co się tyczy tego, że cię odnalazłem i że odnalazłem swoją miłość do ciebie — tak, to prawda, znałem cię już przedtem, dawno, ciebie i twoje oczy, przedziwnie skośne, i twoje usta, i głos, którym mówisz — już kiedyś przedtem (…).”
Tomasz Mann Czarodziejska góra (1924), przełożył Józef Kramsztyk
“One particular dream, however, Hans Castorp dreamed twice over during the night, both times in precisely the same form, the second time toward morning. He sat in the dining hall with the seven tables when there came a great crashing of glass as the verandah door banged, and Madame Chauchat entered in a white sweater, one hand in her pocket, the other at the back of her head. But instead of going to the good Russian table, the unmannerly female glided noiselessly to Hans Castorp’s
side and without a word reached him her hand — not the back, but the palm — to kiss. Hans Castorp kissed that hand, which was not overly well kept, but rather broad, with stumpy fingers, the skin roughened next the nails. And at that there swept over him anew, from head to foot, the feeling of reckless sweetness he had felt for the first time when he tried to imagine himself free of the burden of a good name, and tasted the boundless joys of shame. This feeling he experienced anew in his dream, only a thousandfold stronger than in his waking hour. (…)
Impossible that Madame Chauchat should know nothing of the threads that were weaving between her and a certain table. Indeed, Hans Castorp definitely, wilfully purposed that she should now something, or even a good deal. We say wilfully because his eyes were open, he was aware that reason and good sense were against it. But when a man is in Hans Castorp’s state — or the state he was beginning to be in — he longs, above all, to have her of whom he dreams — aware that he dreams, let reason and common sense say what they like to the contrary. Thus are we made.
So, after it had happened twice or thrice that Madame Chauchat, impelled by chance or magnetic attraction, had turned and looked in the direction of Hans Castorp’s table and met each time his eyes fixed upon her, she turned the fourth time with intent — and met them again. On the fifth occasion she did not catch him in flagrante; he was not at his post. Yet he straightway felt her eyes upon him, turned, and gazed so ardently that she smiled and looked away. (…)
They spoke in low tones, covered by the music. — Let us sit here, and look on, as though in a dream. For it is like a dream to me, that we are sitting like this (…). — A poet! she said. (…) What madness! — Oh, love is nothing if not madness, something mad and forbidden, an adventure in evil. Otherwise it is merely a pleasant banality, good for singing calm little songs down on the plains. But when I recognized you, recognized my love for you – it’s true, I knew you before, from days long past (…).”
Thomas Mann The Magic Mountain (1924), translated by H. T. Lowe-Porter