Promienie-dźwięki

Susanne Rottenbacher “Dottore”, LED, szkło, 2018. Vienna Contemporary, Wiedeń 2018.

„Poprzez wrota z kości słoniowej przechodzi się do krainy marzeń: niewielu dostrzega te wrota, jeszcze mniej przestąpić je zdoła. Wszystko tu wydaje się awanturnicze. Szalone postaci unoszą się tu i ówdzie, ale wszystkie mają własny charakter — jedne mniej, drugie więcej. Takich nie widuje się na Heerstrasse, tylko za wrotami z kości słoniowej je znajdziesz. Trudno jest wejść do tego królestwa; niby przed twierdzą Alcyny potwory przecinają drogę, kłębi się tam, wiruje; niejeden przemarzy marzenie w krainie marzenia, rozpływa się w marzeniu, niejeden już tam cienia nie rzuca, bo gdyby nawet znalazł się w cieniu, to zawsze krąży w światłości, co przenika to królestwo; ale jeno bardzo nieliczni, z marzeń przebudzeni, unoszą się wzwyż i przepłynąwszy królestwo marzeń, dochodzą do prawdy; jest to moment najwyższy: zetknięcie z tym, co wieczyste, co niewypowiedziane. Spójrz na słońce — to trójdźwięk, z którego, niby gwiazdy, płyną akordy, by cię oprząść ognistymi nićmi. Niby poczwarka leżysz w ogniu, aż Psyche uniesie cię ku słońcu.

Przy ostatnich słowach podskoczył, wzrok podniósł do góry, rękę ku niebu wyciągnął. Po czym siadł znowu i szybko wypróżnił podsuniętą szklankę. Zapanowała cisza, której nie śmiałem przerwać, aby nie zbić z tropu tego niezwykłego człowieka. W końcu spokojnie już zaczął mówić dalej:
 — Kiedy byłem w królestwie marzenia, dręczyły mnie tysiączne bóle i trwogi. Była noc i przerażały mnie szczerzące zęby larwy potworów, które waliły się na mnie i już to strącały mnie w otchłań morza, już to unosiły wysoko w powietrze. Promienie światła przenikały noc, a promienie owe były to dźwięki, które mnie ośpiewywały miłą jasnością. Przebudziłem się z bólu i ujrzałem wielkie, jasne oko, które spoglądało na organy — a pod jego spojrzeniem z organów wydobywały się tony i lśniły i przewijały się w uroczystych akordach, jakich nigdy nie przeczuwałem. Melodie przepływały w górę i na dół, a ja płynąłem w tym strumieniu i o mało nie utonąłem; wówczas spojrzało na mnie oko i utrzymało mnie na powierzchni, nad spienionymi falami. — Znowu nastała noc — i oto wyszły ku mnie dwa kolosy w lśniących pancerzach: Ton Główny i Kwinta. Porwały mnie, ale oko się uśmiechało: Wiem, co przepełnia tęsknotą twe piersi; łagodny, słodki młodzian, Tercja, przebije się ku tobie poprzez kolosy; usłyszysz jego słodki głos, ujrzysz mnie znowu, a moje melodie będą twoimi.

Zamilkł.
 — I znów widziałeś pan to oko?
 — Widziałem, widziałem znowu! Długie lata wzdychałem w krainie marzeń — tam — tam! Przebywałem w czarownej dolinie i przysłuchiwałem się, jak śpiewały kwiaty. Tylko słonecznik milczał i chylił zamknięty kielich ku ziemi. Niewidzialne węzły ciągnęły mnie ku niemu; podniósł głowę — kielich rozwarł się i z niego wybłysnęło mi oko. Teraz niby promienie potoczyły się tony z głowy mojej ku kwiatom, które chciwie je sączyły. Coraz większe stawały się liście słonecznika — promienie tryskały z jego wnętrza, otoczyły mnie dokoła — oko, a z nim i ja, zniknęliśmy w kielichu.”

E. T. A. Hoffmann Kawaler Gluck (1817) w: Opowiadania fantastyczne, przeł. Antoni Lange (1913)

 

One enters the kingdom of dreams through the ivory gate: only a few even see the gate, even fewer pass through! It looks strange here. Absurd figures hover here and there, but they have character — one more than the other. They cannot be seen on the highway; they can only be found behind the ivory gate. It is difficult to get out of this kingdom; monsters block the way as they do in front of Alzinen’s castle — everything spins, turns — many dream away the dream in the kingdom of dreams — they dissolve in dreams — they do not cast a shadow any longer, for otherwise, by the shadow, they would know about the ray of light that passes through this kingdom; but only a few, awakened from the dream, arise and stride through the kingdom of dreams — they attain the truth — the highest moment is there: contact with the eternal, the ineffable! Look at the sun; it is the triad from which the chords, like stars, shoot out and entwine you with threads of fire. You lie as in a cocoon of fire until the soul swings up to the sun. He jumped up at the last words, cast his eyes upward and raised his hand. Then he sat down again and quickly emptied his refilled glass. A silence arose which I did not want to break for fear of getting the extraordinary man off the track. Finally he continued more calmly.

When I was in the realm of dreams, a thousand aches and worries tortured me. It was night and I was terrified by the grinning larvae of the monsters who dashed out at me and sometimes dragged me into the ocean’s abyss, sometimes carried me high into the sky. Rays of light shot through the night and these rays of light were tones which encircled me with delightful clarity. I awoke from my pains and saw a large, bright eye that was looking into an organ; and as it looked, tones sounded forth and shimmered and entwined themselves in marvelous chords that had never before been conceived. Melodies streamed back and forth, and I swam in this stream and was about to drown. Then the eye looked at me and sustained me above the roaring waves. It became night again; two colossi in gleaming armor strode towards me: the Tonic and and the Dominant. They snatched me up, but the eye said smiling, I know what fills your heart with yearning. The gentle, soft youth Tierce will walk among the colossi; you will hear his sweet voice; you will see me again and my melodies will be yours. He stopped.

And you saw the eye again? Yes, I saw it again. For many years I sighed in the kingdom of dreams — there — indeed, there — I sat in a marvelous valley and listened to the flowers singing together. Only a sunflower was silent and sadly bowed her closed calyx to the ground. Invisible bonds drew me to her — she raised her head — the calyx opened and shone toward me from within the eye. Now tones, like rays of light, flowed from my head to the flowers, which greedily drank them. The leaves of the sunflower grew bigger and bigger — fire streamed from them — encompassed me — the eye had vanished and I was in the calyx.”

E. T. A. Hoffmann Ritter Gluck (1817), Tales of E. T. A. Hoffmann translated by Leonard J. Kent, Elizabeth C. Knight (2008)

 

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s